Rozmiar: 2,7 MB. Data premiery: 2019-04-15. Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy. Za wysłanie produktu odpowiada sprzedawca. 50 twarzy Tindera 23,90 zł. Opis produktu Informacje szczegółowe Recenzje.
PODOBAŁ CI SIĘ FILM ? JEŻELI TAK TO ZOSTAW 👍I SUBA BY NIE PRZEGAPIĆ KOLEJNYCH FILMÓW 🔥BanduraCartel - https://www.twitch.tv/banduracartel#merghani #mrdzin
Obrazki Grenlandii z neta, nie są moje Nie licząc mojego jednego rysunku, który jest wstawiony tutaj, będzie napisane :)
🔥Pomóż Maćkowi wbić 2.000.000 subskrypcji!🔥💡KLIK - https://goo.gl/HeulRi👕 KOSZULKI I GADŻETY : http://rembol.plINSTAGRAM:📸 Rembolek: https://www
Pieprzenie i wanilia to kontynuacja bestsellerowych 50 twarzy Tindera, a Joanna Jędrusik nie byłaby sobą, gdyby znów nie pisała o seksie i randkach. Tym razem jednak za tło jej pikantnych przygód służą podróże po USA, Peru i Meksyku.
50 twarzy Killui. wymyslilam ta ksiazke gdy bylam pod wplywem przedawkowania zozoli. Hunter Anime. Hunter X Hunter. Zoldyck. Sakura. Cover Wallpaper. Ghibli Artwork.
LZh8Xrp. „Spacer na świeżym powietrzu robi swoje. A w głowie krystalizuje mi się plan. Wcale nie jestem z niego dumna i myślę, że chyba jest strasznie głupi. Czy kiedykolwiek mercy fuck był dobrym pomysłem?! Okropnie się czuję po tym, jak zdarzy mi się pójść z kimś do łóżka z litości. To tak, jakbym miała nad nim władzę, a nikt nie powinien się tak czuć, nie na randkach, nie w łóżku”. Fragment książki Joanny Jędrusik „50 twarzy Tindera”, która wkrótce ukaże się nakładem Wydawnictwa Krytyki piszę o smutku, to od razu przypomina mi się Piotr. Trzydzieści cztery lata. Krótki opis: „Robię doktorat, więc często odwiedzam Warszawę, w której już niestety nie mieszkam. Podobno jestem nerdem. Nie rozumiem za bardzo, o co chodzi z tym Tinderem i randkowaniem, ale chciałbym się spotkać z jakąś dziewczyną. Nie lubię: klubów, tańczyć, techno, dewocji, zapachu cytrusów, rodzynek. Proszę, umiej czytać, pisać i odmieniać wyrazy przez przypadki”. I tyle. Zdjęcie w fartuchu lekarskim. Trochę lecę na lekarzy, więc tym chętniej przewijam w prawo. Rozmawiamy chwilę, wyciągam z niego, że jest nerdem, bo lubi stare gry i stare komputery. Mówi, że razi go prawicowy konserwatyzm, ciemnota, brak tolerancji. Lekarz lewak, czyli zajebiście. Proponuję pójście do Padbaru, można grać w bijatyki i jest swobodnie. Umawiamy się na piątek po pracy. Sobotę zostawiam na inną randkę, nie obiecuję sobie zbyt wiele po spotkaniu z Piotrem. Rozmowa jest sztywna i czuję się trochę tak, jakbym konwersowała z botem Google’a. Przychodzi punktualnie. Ubrany jak Bardzo Grzeczny Chłopczyk. Koszula zapięta pod szyję, gładko ogolony. Ma szerokie ramiona i jest dość wysoki, ale poza tym nic specjalnego. Daje mi swoją wizytówkę, jestem tak zdziwiona, że chowam ją do portfela bez czytania. W ogóle sprawia wrażenie, jakby był z innej planety. Podaje mi rękę z pół sztywnym, pół szarmanckim ukłonem, który dzisiaj można zaobserwować tylko u starszych panów po sześćdziesiątce. Przedstawia się w najdziwniejszy sposób na świecie, recytuje coś w stylu streszczenia życiorysu, trzymając śmiesznie rękę na piersiach, jakby na wszelki wypadek chciał podkreślić, że mówi o sobie: „Piotr Jasiński. Pochodzę z Krakowa, studiowałem i pracowałem w Warszawie na Uniwersytecie Medycznym. Obecnie współpracuję z trzema ośrodkami naukowymi, w Szwajcarii, San Diego i Toronto. Mam trzydzieści cztery lata, nigdy nie byłem żonaty”. O kurwa, myślę sobie. Ale cudak. Też się przedstawiam, chyba pierwszy raz na randce z Tindera używając nazwiska. Faceci, z którymi się spotykam, często poznają je dopiero po kilku miesiącach. W końcu nie ma go na Facebooku, więc gdzie mieliby je zobaczyć? Na wszelki wypadek dorzucam, jakie skończyłam studia i gdzie pracuję. Cudak czy nie, ale mogę się trzymać konwencji. Medytacja orgazmiczna, czyli niesienie światu kobiecego orgazmu czytaj także Zamawiamy po drinku, siadamy w loży pod sporym ekranem, na którym czeka gotowy do uruchomienia Mortal Kombat. Mój towarzysz zaczyna objaśniać, że zainteresował go mój profil, ponieważ deklaruję lewicowe poglądy i czytanie książek, więc możliwe, że mamy wspólne zainteresowania. O ja cię pierdolę! Pierwszy raz ktoś mi tłumaczy, w dodatku na samym początku randki, dlaczego przewinął moje zdjęcie w prawo. Przechodzi do refleksji na temat aplikacji, podaje mi, ile milionów ludzi na świecie używa Tindera, i tym uzasadnia fakt, że sam postanowił spróbować. – Od dawna z niego korzystasz? – pytam, bo chcę jakoś nawiązać do ostatniej informacji. – Od 16 czerwca tego roku. – To znaczy dwa tygodnie? – Dwa tygodnie i dwa dni – poprawia mnie z lekką pretensją w głosie, jakbym pomyliła się w tabliczce mnożenia. Puszczam to mimo uszu. – I jak ci się podoba? – Chyba uczę się rozmawiać z dziewczynami. Miałem dziewczynę całe studia, ale w praktyce oznacza to, że umiałem rozmawiać z jedną. A na Tinderze jest was więcej i czasem nie wiem, o co chodzi. Od pół roku chodzę na siłownię, wychodzi mi coraz lepiej, rozumiem już wszystkie maszyny do ćwiczeń. Zaczynam się zastanawiać, czy nie mam do czynienia z jakimś lekkim przypadkiem nerdaspergera. – Na przykład ostatnio dziewczyna tłumaczyła mi na spotkaniu, że dopiero na trzeciej randce uprawia się seks. O kurwa, faktycznie nerdasperger. – Eeee, nie zawsze. Nie wiem, dlaczego to mówię, mam nadzieję, że nie brzmi jak obietnica. Gorączkowo zmieniam temat i proponuję grę. Gramy w Tekkena, raczej przegrywam, jest naprawdę dobry. W trakcie zamawiamy kolejne drinki. Mieszkanie za seks czytaj także Piotr zaczyna mi się podobać, jest małomówny. Z dwojga złego wolę to niż wiecznie gadających kolesi, którzy kipią energią i entuzjazmem. Z drugiej strony kiedy już coś mówi, brzmi to, jakby napisał mu to algorytm. Albo jakby wypełniał jakiś formularz. Wypijam w trakcie grania pięć czy sześć drinków, cholerstwo wchodzi jak oranżada, a w środku ma chyba absynt, więc nic dziwnego, że Piotr wygląda teraz całkiem fajnie. Próbuję się czegoś o nim dowiedzieć, ale trudno się rozmawia. Nie flirtuje, czuję się, jakbym robiła wywiad. W końcu odkładamy pady i jest szansa na normalną rozmowę. – Pisałeś, że robisz doktorat. Jaki dokładnie? – Skończyłem wydział biologii. Obecnie robię doktorat z chemii. – O, nieźle. A co właściwie robisz w pracy? Ukrywam zawód w głosie, liczyłam na lekarza, a koleś jest chemikiem. No dobra, mogło być gorzej, przecież nie sprzedaje kredytów chwilówek czy coś takiego. – Zajmuję się biologią molekularną. Pracuję teraz za granicą nad markerami nowotworowymi, jestem w zespole, który zajmuje się ulepszaniem diagnostyki i zwiększaniem kwalifikacji do badań wykrywających ryzyko wystąpienia nowotworów. Mówi wszystko na jednym wydechu, jakby ćwiczył wcześniej naszą konwersację. Właściwie całkiem możliwe, że ćwiczył. Chwilę zajmuje mi przetrawienie tych informacji, jestem trochę pijana i powoli myślę. – Czyli szukasz lekarstwa na raka? – Można tak powiedzieć; zajmujemy się ulepszaniem procesu diagnostyki różnicowej i procesów kwalifikujących pacjentów do leczenia i testów klinicznych. Feminizm dla 99 procent [rozmowa z Nancy Fraser] czytaj także Po chwili dodaje objaśniająco: – Wszystkie dziewczyny mówią, że to nudne. – No co ty, leczenie raka jest ekstra, nie możesz tak wierzyć każdej napotkanej dziewczynie. – Czyli tobie też nie mogę? – pyta strasznie poważnie. Ładnie wygląda, jak jest taki poważny. Patrzę na jego szerokie ramiona, cholera, jak można siedzieć w laboratorium i mieć takie ramiona!? Dotykam jego kołnierzyka i chyba wspinam się na wyżyny flirtu, na jaki mnie stać po sześciu drinkach. – Właściwie szukanie lekarstwa na raka jest strasznie seksowne. – Moja mama na moich oczach umierała na raka, jak byłem w liceum. Właściwie umierała przez trzy lata. Dlatego wybrałem taki zawód. – O kurwa, o kurwa, o kurwa! Jeszcze trzy sekundy temu byłam gotowa przyciągnąć go do siebie, powiedzieć, że właściwie jest supermanem i że dziewczyny strasznie lecą na supermanów, a potem go pocałować. O kurwa! – Przykro mi – mówię i zupełnie szczerze spuszczam głowę. Dlaczego takie rzeczy muszą się dziać? Wygląda teraz na strasznie smutnego i spiętego. Biorę go za rękę. Przysuwam się bliżej. Z głośników leci zupełnie niepasujące do sytuacji eurodance z lat 90. Czuję się, jakbyśmy byli najbardziej samotnymi ludźmi na świecie. Kładę mu głowę na ramieniu. Trochę dlatego, że nie wiem, co robić, nie wiem, co powiedzieć. W dodatku rozpoznaję muzykę, to DJ Bobo, czy może być jeszcze gorzej? Cały nastrój prysł, chyba drinki robią swoje. Ściska mnie w gardle, nie mogę tego powstrzymać, oczy zachodzą mi łzami. Nie płaczę, po prostu lecą mi łzy. Na szczęście na mnie nie patrzy, opiera głowę o moją, trzyma mnie za rękę. Po bardzo długiej ciszy mówi: – Przepraszam, nie chciałem zepsuć nastroju, jestem beznadziejny, jeśli chodzi o rozmowy z dziewczynami, zawsze mówię coś głupiego i często wychodzą. Głośno pociągam nosem, próbuję się bardziej nie rozpłakać. – Płaczesz? Kiwam delikatnie głową. – Słuchaj, to było dwadzieścia lat temu. Chcesz iść na zewnątrz, na powietrze? Znowu kiwam głową. Zapytałam dziewczyny o narkotyki i seks na polskich festiwalach czytaj także Biorę torebkę, wstajemy i wychodzimy. Idę pierwsza, żeby nie widział mojej twarzy. Kiedy płaczę, robię się cała czerwona, wyglądam jak Jelcyn po trzecim bajpasie. Myślałam, że wyjście na zewnątrz mnie otrzeźwi i przestanę płakać, ale z jakiegoś pierdolonego powodu nie przestaję. Wyjmuję chusteczkę i próbuję wytrzeć oczy, żeby nie przypominać rozmazanej pandy. – Czy powinienem teraz cię objąć? Nie mam siły analizować głupiego pytania, kiwam głową. Obejmuje. Bardzo delikatnie i trochę aseksualnie. Albo zupełnie nie ma wprawy, albo nie chce mnie przestraszyć. Boję się poruszyć, uspokajam się. – Asia, przepraszam. – Nie przepraszaj, nic nie zrobiłeś, to ja. Nie znam nikogo, kto umarł na raka, nie wiem, dlaczego zrobiło mi się tak smutno. To ja przepraszam. – Nie, to moja wina. Wszystkie moje spotkania kończą się jakoś niezręcznie, chyba dziewczyny zupełnie nie… – zacina się na chwilę, puszcza mnie. – Chyba nie nadaję się zupełnie do dziewczyn, lubię je, ale ich nie rozumiem. Cholera, muszę coś zrobić. Nie wiem, czy się nie nadaje, ale nie puszczę go do domu w tym stanie. – Będzie ci przeszkadzać, jak zapalę? – Nie ma problemu. – A mógłbyś mnie przytulić? Jeśli ci to nie przeszkadza. Jak zostałem profesjonalnie przytulony czytaj także Mam jakiś zejściowy nastrój. Przytulanie pomaga na wiele rzeczy. Bez słowa mnie przytula, oplata mnie ramionami, stojąc trochę z boku, żebym mogła odpalić papierosa. Dobrze mi teraz, ciepło, spokojnie, papierosy pomagają, uspokajają. Piotr zwalnia uchwyt, wyjmuje z kieszeni marynarki swoje papierosy, wyciąga jednego ustami i podpala wolną ręką. Trochę się dziwię, nie wygląda na palącego. Palenie nie pasuje do laboratorium, grzecznej koszuli z białym T-shirtem pod spodem, doktoratu z chemii i siłowni. Wróbel: Zanim staniecie się kobietami czytaj także – Czy mógłbym cię odprowadzić do domu, czy nie chcesz mnie już widzieć? Dziwię się, ale chyba nie ma ochoty na dalszą randkę, rozumiem go. – Na poprzednich randkach dziewczyny nie chciały? Kurwa, nie wiem, skąd mi przyszło do głowy takie pytanie. – Nie chciały. Robi mi się go żal, cholernie żal. I czuję jakiś bunt. Bo jak ktoś może spławić tego kolesia? Okej, można nie umawiać się z nim na kolejne spotkania, ale przecież jest cholernie miły i… i szuka lekarstwa na raka. – Ja chcę. – Bardzo się cieszę. Słyszę autentyczną radość w jego głosie. Cholera, słodki jest, zawstydził się jak dzieciak. Ma fajny niski głos. Zaczynamy iść w stronę ogrodu Saskiego, biorę go odruchowo za rękę. – Ostatni raz szedłem z dziewczyną za rękę dwa lata temu – mówi. Jezu, nie wierzę, że nie znalazła się żadna dupa, która by chciała… – A z ładną dziewczyną to chyba ze cztery lata temu. Mokry sen o edukacji seksualnej czytaj także Okej, zdecydowałam. Zabieram go do domu. Atmosfera wraca do normy. Pytam go o te dziewczyny. Ta cztery lata temu była laborantką z Zurychu. Dwa lata temu – biochemiczka z Niemiec, spotkali się na jakiejś konferencji. Czuję, że trzeźwieję. Spacer na świeżym powietrzu robi swoje. A w głowie krystalizuje mi się plan. Wcale nie jestem z niego dumna i myślę, że chyba jest strasznie głupi. Czy kiedykolwiek mercy fuck był dobrym pomysłem?! Okropnie się czuję po tym, jak zdarzy mi się pójść z kimś do łóżka z litości. To tak, jakbym miała nad nim władzę, a nikt nie powinien się tak czuć, nie na randkach, nie w łóżku. To jak dawanie jałmużny. Robienie laski w ramach łaski. Czuję do siebie lekkie obrzydzenie, bo zaczynam o tym myśleć całkiem poważnie. Bo dziewczyny go nie chcą, bo on o tym wie, bo umarła mu matka. Serio, idziemy i milczymy, a ja myślę o tym, żeby ruchać faceta, bo umarła mu matka. Mijamy Grób Nieznanego Żołnierza. Trwa krępująca cisza. Zajebiście krępująca cisza, bo zwykła krępująca cisza trwa od trzydziestu sekund do minuty, a my milczymy już dobre pięć minut. – Mogę na chwilę usiąść? – Pewnie, posiedźmy, lubię siedzieć w parku nocą. Siedźmy, ile chcesz. Siadam na ławce obok fontanny. Przypominam sobie inny powrót z tego samego baru, wieczorem, z kolesiem, który właściwie chyba mi się nie podobał. Były nieziemskie upały, oboje byliśmy nieźle pijani. Weszłam wtedy do tej fontanny; położyłam telefon i portfel na murku, przełożyłam nogi i zaczęłam chodzić po wyłożonym kafelkami dnie. Było zaskakująco głęboko. Woda była fajna i zimna. Tamten facet zrobił to samo. Zaczęliśmy się przekomarzać i żartować z tego, że jest ślisko i… przewróciłam nas, celowo, do wody. Po chwili całowaliśmy się w środku nocy, pływając w fontannie. W ogrodzie Saskim. Najlepiej. I byłby to pewnie zajebiście słodki i romantyczny moment, aż kiczowaty, jak z TVN-owskiej komedii romantycznej, gdyby nie to, że zupełnie nic do niego nie czułam, po prostu miałam okropną ochotę na seks. Dopiero co zostawił mnie Borys i po prostu tego potrzebowałam. Poszliśmy do mnie, zaczęliśmy się pieprzyć pod prysznicem. Było całkiem nieźle. Następnego dnia oboje dostaliśmy zajebistego zapalenia spojówek. W tej fontannie kąpią się bezdomni i srają do niej gołębie. Młodzież nie jest dziś „rozseksualizowana” bardziej niż sto lat temu [rozmowa z Agnieszką Kościańską] czytaj także Uśmiecham się do wspomnień. I uspokajam. Naprawdę chcę zabrać Piotra do domu. Wstaję, podaję mu rękę, idziemy dalej. Zagaduję go o tę chemię molekularną czy biochemię jakąś tam. Proszę, żeby mi wyjaśnił, co to jest. Strasznie ciekawie opowiada. – Powinieneś być nauczycielem, fantastycznie tłumaczysz takie sprawy komuś, kto nie zna się na rzeczy. – Z twoich pytań wynika, że dysponujesz więcej niż podstawową wiedzą z zakresu medycyny i rozumiesz średniozaawansowaną terminologię z zakresu moich badań. Wow, Piotr nawet w rozmowie po pijaku brzmi, jakby pisał raport dla instytucji naukowej. – Skąd u ciebie taka wiedza? Przecież nie uczyłaś się tego w szkole, studiowałaś nauki ścisłe? – Wprost przeciwnie, właściwie studiowałam ich dokładną odwrotność, sto procent humanistyki. Po prostu lubię seriale i książki medyczne. O medycynie, takie dla laików – poprawiam się na wszelki wypadek, zanim zacznie myśleć, że czytam do poduszki oksfordzki podręcznik chirurgii. Co prawda mam go w domu i co jakiś czas przeglądam, ale to dla mnie obce terytorium i wolę się nie przyznawać, bo może to niebezpiecznie podnieść poprzeczkę rozmowy. W ogóle to jedna z tych rzeczy, do których niechętnie się przyznaję. Chyba i tak jestem wystarczająco dziwna. Wolę udawać, że oglądam Grey’s Anatomy, niż opowiadać, że przeglądam atlas Henry’ego Graya. – Kiedy byłem mały, czytałem książki Thorwalda. – Właśnie o nim mówię, przeczytałam już wszystkie o medycynie i wojnie. Nie dobrnęłam tylko do końca medycyny sądowej. – To dziwne, że interesujesz się takimi rzeczami. – Okej. Nie wiem, dlaczego dziwne, ale niech ci będzie. – A lubisz fantastykę? Lubię, rozmawiamy o niej całą drogę. Przeczytał wszystko, co znam, i wygląda na to, że dużo więcej. Śmiejemy się z antologii rosyjskiej fantastyki. Kurwa, nie dość, że wszystko przeczytał, to jeszcze wszystko pamięta w szczegółach. Trochę Rain Man. Tak, musiał mieć ciężkie życie. I samotne. Trzy przyjaciółki, dorastanie i depresja czytaj także Stajemy w końcu pod wejściem do mojej klatki. – Chcesz wejść? Wygląda, jakby nie rozumiał. Potrafiłby pewnie przeprowadzić dowód na twierdzenie Fermata, ale wyraźnie nie ogarnia, że właśnie zapraszam go do siebie. – Do mnie do domu. Mam piwo – wyjaśniam. – Tak, bardzo chcę, jeśli się nie narzucam i nie jest dla ciebie za późno. – Nie jest. Nie mam pojęcia, która godzina, ale jest piątek, mogę jutro spać do późna. Wchodzimy do mnie. Siada na kanapie, idę do kuchni po piwo. – Poruszyłem myszą od kompa, leżała na poduszce – mówi. – Mogę puścić muzykę? Na ekranie wyświetlił się Spotify. – Jasne. Idę po otwieracz i słyszę, że puścił Joy Division. O kurwa. Trochę mnie tym rozbraja. Nic nie mówię, odstawiam piwa, klękam obok niego na kanapie. Dotykam jego twarzy, wygląda na zajebiście zdziwionego. Całuję go, kolejne zaskoczenie. Ale tym razem nie tylko on jest zaskoczony, ja też, bo Piotr fantastycznie się całuje. – Asia, czy ty… – Cicho. Nie chcę, żeby pytał, myślał, był uprzejmy, przerywał. Jest dziwnie, jestem przygotowana na totalną porażkę, ale przynajmniej niech nic w trakcie nie mówi. Siadam na nim okrakiem. Rozpinam mu koszulę, on rozpina mi sukienkę. Jest trochę niepewny i niezdarny. Cholera, przechodzi mi przez głowę, może on jest prawiczkiem. Hm, właściwie byłby to kolejny powód do pity fucka. Okej, może miał ciężkie dzieciństwo i jest nieśmiały, ale należy mu się coś od życia, w końcu jest pieprzonym bohaterem, jeśli weźmie się pod uwagę, co robi w pracy. Bohaterowie powinni mieć przyjemne życie. Skupiam się więc na uprzyjemnianiu. Bez przekonania, ale skoro już zaczęłam… Teraz to już tylko zamknąć oczy i myśleć o Anglii. Męczy się z moim stanikiem, ciągnę go, żeby wstał z kanapy, prowadzę za rękę kilka kroków dalej, w stronę łóżka, i sama rozpinam stanik po drodze. Leżymy obok siebie, zaczynam mu zdejmować spodnie. A potem świat eksploduje. Pierwszy raz dlatego, że zaczyna całować moje cycki i lekko gryźć sutki, a robi to fantastycznie. Drugi – bo ma jednego z bardziej spektakularnych kutasów, jakie widziałam. W dodatku po takiej ilości alkoholu stoi i jest twardy jak stal. Sięgam po gumki do szuflady przy łóżku. Niedługo potem świat eksploduje po raz trzeci. A potem czwarty i piąty. I tak dalej. Nie chcę, żeby pytał, myślał, był uprzejmy, przerywał. Jest dziwnie, jestem przygotowana na totalną porażkę, ale przynajmniej niech nic w trakcie nie mówi. Jakieś półtorej godziny później leżę obok niego, palimy papierosy i zastanawiam się, czy to nie był najlepszy seks w moim życiu. W każdym razie jeden z lepszych. – Jesteś zajebiście dobry w łóżku, wiesz o tym? Wygląda na zdziwionego jak cholera. – Taaak? No chyba nie tak bardzo, spałem w życiu tylko z dwiema kobietami, żadna mi tego nie mówiła. Właściwie jedna się skarżyła, że zachowuję się, jakbym grał w filmie dla dorosłych, i że przez to jej nie szanuję. I obraziła się raz… Nie dość, że mówi o pornosach „filmy dla dorosłych”, to po doprowadzeniu mnie trzy razy do orgazmu dalej wstydzi się rozmawiać ze mną o seksie. Słucham zszokowana, ale nie przerywam. – Obraziła się, ponieważ chciałem, żebyśmy spróbowali inaczej. Mówiła, że od tyłu to obrzydliwe, bo nie jesteśmy zwierzętami – w końcu to z siebie wydusił. – I jeszcze mówiła, że mój… że jest za duży. Wyraźnie ma problem z użyciem słowa „penis”. – A druga dziewczyna mówiła, że seks trwa za długo i że mam głupie pomysły, i ją duszę, i że przy świetle na nią patrzę, i że tak nie lubi, że nie będzie na mnie siedzieć, bo wtedy grubo wygląda. Jak powiedział Karol Wojtyła: „Bywa nieraz, że stajemy w obliczu prawd, dla których brakuje słów”. Z racji tego, że brakuje mi słów, gapię się na niego i staram się przemielić w głowie to, co powiedział. – Ty jesteś niesamowita, było niesamowicie. Całuję go w ramię i mocniej przytulam. Dalej nie przychodzi mi do głowy nic mądrego, co mogłabym powiedzieć. Całuję jego obojczyk, szyję, schodzę niżej, zdecydowanie niżej. Powstrzymuje mnie gestem. – Ja nigdy nie… Znowu nie przechodzi mu to przez gardło, brzmi, jakby był wystraszony. A ja znowu jestem w szoku: ma trzydzieści kilka lat, jest w sumie całkiem przystojny i fajny, a nikt nigdy nie zrobił mu laski? Kurwa, co jest z tym światem?! – A chciałbyś? – pytam na wszelki wypadek, nie chciałabym, jakkolwiek by to zabrzmiało, robić komuś laski niekonsensualnie. Patrzy na mnie zdziwiony. – To nic strasznego – staram się go uspokoić. – Wiem, nie przerywaj, chcę… Rozmawiajmy z dziećmi o seksie od najmłodszych lat czytaj także Jeśli istnieje tryb ekspercki w seksie oralnym, to staram się do niego zbliżyć, żeby zrekompensować mu te lata, kiedy nie wiedział, jak to jest. Przekonuję się co prawda, że przy takich rozmiarach głębokie gardło jest dość trudne i można stracić oddech na odrobinę za długo. Nie chcę być pierwszą zdobywczynią nagrody Darwina, która udusi się kutasem, no sorry. Może to niezbyt racjonalne myśli, ale kto w takich momentach zachowuje rozsądek? Uruchamiam wszystkie sztuczki, wkładam w to całą pasję, jaką jestem w stanie z siebie wykrzesać. A mam jej cholernie dużo, bo przed chwilą było fantastycznie. Po czymś takim to już nie jest pity blowjob, nie robię mu laski z litości. Gdyby się opierał i wahał, chyba byłabym gotowa go prosić, żeby mi pozwolił. Na szczęście nie przerywa. Strasznie się wczuwam, zmieniam tempo, żeby za prędko nie skończył. Kiedy zaczyna jęczeć, próbuje mi przerwać. Chyba myśli, że jeśli spuści mi się do ust, będę święcie oburzona i zwyzywam go od świń. – Ja… zaraz… – Wiem. Wcale nie mam zamiaru przestawać. Cholera, on takie rzeczy widział tylko na filmach. Dochodzi bardzo mocno, pod koniec głośno jęczy, co szalenie lubię. Po takiej reakcji wiem, że robię komuś dobrze, a to z kolei jest megapodniecające. W ogóle seks w ciszy jest jakiś smutnawy. Ja nie umiem być cicho, jeśli tylko jest dobrze. Piotr kończy mi w ustach, przez chwilę dyszy. – Niesamowite… To było niesamowite… Dziękuję. W ogóle seks w ciszy jest jakiś smutnawy. Ja nie umiem być cicho, jeśli tylko jest dobrze. Uśmiecham się. Przytula mnie, całuje moją twarz, całuje ręce, usta, czoło, policzki. Jest rozpromieniony, wdzięczny. Czuję się, jakbym była ciotką z Ameryki i właśnie oświadczyła, że zostawiam mu w spadku milion dolarów. Potem długo o tym rozmawiamy. Tłumaczę mu, że chyba jego poprzednie dziewczyny miały dość konserwatywne poglądy i właściwie miał trochę pecha, bo wydaje mi się, że większość kobiet nie jest już aż tak pruderyjna. Rozmawiamy o tym, co jest fajne, co nie, mówi mi o swoich wrażeniach z dzisiejszego wieczoru. Cholera, dziwnie tak spotkać takiego Kaspara Hausera seksu, który uważa wszystko za nowość i nie do końca wie, jak do tego podejść. Z drugiej strony ma jakiś genialny instynkt. Kiedy nie uprawia seksu, jest szalenie nieśmiały, przestraszony, zdystansowany i niepewny. A kiedy zaczyna, jest po prostu rewelacyjny. Może jest Rain Manem seksu? Chyba tak, oboje nas nakręca ta rozmowa i Piotr kolejny raz udowadnia mi, że posiada wrodzony talent. Śpimy kilka godzin, potem proponuję, że zrobię śniadanie. Koniecznie chce mi pomóc. Zupełnie nie radzi sobie w kuchni. Po kilku pytaniach o to, jak kroić pomidory, który nóż jest do chleba i jak włączyć ekspres do kawy, przyznaje zawstydzony, że pije tylko herbatę, a poza tym nie gotuje, chyba że trzeba coś odgrzać w mikrofali. Potem jest szczerze zachwycony tostami z pomidorami i jajkami sadzonymi. Wydaje nam się, że coś powinno nas kręcić, bo tak napisali w gazecie [rozmowa z Natalią Trybus] czytaj także W końcu mówi, że nie chce mi zajmować całego dnia, zerka na zegarek na ekranie smartfona. Wygląda na spanikowanego, bo dochodzi do niego, że już dwunasta. Przeprasza, że się zasiedział, uspokajam go, że nic się nie stało, nie mam żadnych planów. Właściwie to dwie godziny temu wymówiłam się bólem brzucha od rodzinnego spędu, bo wolałam z nim spędzić poranek, ale na wszelki wypadek o tym nie wspominam, bo i tak koleś jest chodzącym poczuciem winy. – Asiu, tak jak pisałem, zanim się spotkaliśmy, jestem w rozjazdach, ale bardzo bym chciał się z tobą zobaczyć, zanim wyjadę do Zurychu. To było niesamowite. Po czymś takim nie śmiałabym odmówić. Daję mu numer telefonu i na wszelki wypadek upewniam się, że umie pisać esemesy. Pierwszego dostaję godzinę po jego wyjściu. Dziękuje i pyta, kiedy mam czas się spotkać. Mam ochotę napisać, że właściwie to za trzy godziny, ale spuszczam z tonu i proponuję wtorek. We wtorek przychodzę do wynajętego przez niego mieszkania. Wszędzie panuje nieskazitelny porządek, wszystko poukładane jak od linijki. Na szafkach kartki z opisem zawartości, to samo na pudełkach. W łóżku znowu jest fantastycznie. Po wszystkim leżymy i palimy papierosy. Głaszczę go po plecach. Pytam, czy ma jakieś fantazje, które chciałby zrealizować. Zaczyna mówić o możliwościach kolonizacji Marsa. Uświadamiam mu, że chodzi mi o seks. Nie umie tego z siebie wydusić. Zmieniam temat, wyjmuję z torebki butelkę burgunda, wypijamy ją we dwoje. Wracam do tematu fantazji, butelka wina przeważnie rozwiązuje język. Przyznaje, że chciałby kiedyś powiedzieć w łóżku coś niegrzecznego. Odnotowuję w głowie, że dirty talk i świństwa w łóżku go nie zniechęcą, fajnie, bo też to lubię. Bardzo. Wyciągam z niego jeszcze kilka rzeczy. Chciałby mieć zawiązane oczy. I związane ręce. Następnym razem z radością spełniam jego fantazje. To trochę dziwne, bo zwykle to faceci wprowadzają mnie w świat nowych doznań i doświadczeń, tutaj role się odwracają. Robię wszystko delikatnie i na spokojnie, cholernie mu się to podoba. Seks jest fantastyczny. A ja bawię się w żeńską wersję Greya. Takiego ugrzecznionego, jak ten z książki, którym zachwycają się znudzone Ojcem Mateuszem gospodynie domowe. Jaki kraj, taki Grey. Dwa tygodnie później Piotr leci do Szwajcarii. Będzie w Polsce dopiero za kilka miesięcy, ale kiedy przyjedzie, ja będę na innej półkuli, więc się nie spotkamy. Czasem wymieniamy się mailami. Są raczej suche, zresztą nie bardzo sobie wyobrażam mailowy seksting i w ogóle jakikolwiek seksting w jego wykonaniu. Potem zakochuje się w Susan, dziewczynie z pracy, biorą ślub. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Nie wymieniamy już maili, zaproponowałam, że tak będzie lepiej i uczciwiej wobec Susan. Przyznał mi rację.
50 twarzy Tindera Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Kategorie: Ebooki i Audiobooki » Beletrystyka i literatura faktu » Literatura faktu Język wydania: polski ISBN: 978-83-66232-29-7 ISBN druku: 978-83-66232-16-7 Liczba stron: 288 Sposób dostarczenia produktu elektronicznego Produkty elektroniczne takie jak Ebooki czy Audiobooki są udostępniane online po uprzednim opłaceniu (PayU, BLIK) na stronie Twoje konto > Biblioteka. Pliki można pobrać zazwyczaj w ciągu kilku-kilkunastu minut po uzyskaniu poprawnej autoryzacji płatności, choć w przypadku niektórych publikacji elektronicznych czas oczekiwania może być nieco dłuższy. Sprzedaż terytorialna towarów elektronicznych jest regulowana wyłącznie ograniczeniami terytorialnymi licencji konkretnych produktów. Ważne informacje techniczne Minimalne wymagania sprzętowe: procesor: architektura x86 1GHz lub odpowiedniki w pozostałych architekturach Pamięć operacyjna: 512MB Monitor i karta graficzna: zgodny ze standardem XGA, minimalna rozdzielczość 1024x768 16bit Dysk twardy: dowolny obsługujący system operacyjny z minimalnie 100MB wolnego miejsca Mysz lub inny manipulator + klawiatura Karta sieciowa/modem: umożliwiająca dostęp do sieci Internet z prędkością 512kb/s Minimalne wymagania oprogramowania: System Operacyjny: System MS Windows 95 i wyżej, Linux z MacOS 9 lub wyżej, najnowsze systemy mobilne: Android, iPhone, SymbianOS, Windows Mobile Przeglądarka internetowa: Internet Explorer 7 lub wyżej, Opera 9 i wyżej, FireFox 2 i wyżej, Chrome i wyżej, Safari 5 Przeglądarka z obsługą ciasteczek i włączoną obsługą JavaScript Zalecany plugin Flash Player w wersji lub wyżej. Informacja o formatach plików: PDF - format polecany do czytania na laptopach oraz komputerach stacjonarnych. EPUB - format pliku, który umożliwia czytanie książek elektronicznych na urządzeniach z mniejszymi ekranami (np. e-czytnik lub smartfon), dając możliwość dopasowania tekstu do wielkości urządzenia i preferencji użytkownika. MOBI - format zapisu firmy Mobipocket, który można pobrać na dowolne urządzenie elektroniczne ( Kindle) z zainstalowanym programem (np. MobiPocket Reader) pozwalającym czytać pliki MOBI. Audiobooki w formacie MP3 - format pliku, przeznaczony do odsłuchu nagrań audio. Rodzaje zabezpieczeń plików: Watermark - (znak wodny) to zaszyfrowana informacja o użytkowniku, który zakupił produkt. Dzięki temu łatwo jest zidentyfikować użytkownika, który rozpowszechnił produkt w sposób niezgodny z prawem. Brak zabezpieczenia - część oferowanych w naszym sklepie plików nie posiada zabezpieczeń. Zazwyczaj tego typu pliki można pobierać ograniczoną ilość razy, określaną przez dostawcę publikacji elektronicznych. W przypadku zbyt dużej ilości pobrań plików na stronie WWW pojawia się stosowny komunikat. Więcej informacji o publikacjach elektronicznych
"50 twarzy Tindera" Joanny Jędrusik to autobiograficzna opowieść o tinderowych przygodach i współczesnych relacjach. Publikujemy fragment książki. Tinder to niekończące się źródło anegdot i materiału do niejednej analizy współczesnych relacji miłosnych. Joanna Jędrusik znana z fanpage'a Swipe me to the end of love postanowiła spisać swoje doświadczenia związane z korzystaniem z randkowej apki. Sama kilkakrotnie pisałam o tym, jak wygląda dynamika randkowania i szukania one night standów. Tym razem możecie przeczytać niepublikowany wcześniej fragment książki "50 twarzy Tindera" Joanny Jędrusik, która już wkrótce ukaże się nakładem Krytyki Politycznej. Joanna Jędrusik, "50 twarzy Tindera", Krytyka Polityczna Pewnej jesieni siedzę w za dużej piżamie w łóżku z mężem, gapimy się w kupiony za hajs od rodziców 42-calowy telewizor i oglądamy seriale. Jemy lekko rozgotowany makaron z czterema serami, który kapie mi na piżamę. Potem kładę się w tej ufajdanej piżamie spać, trzeba rano wstać do korpopracy i zapierdalać na ten stateczny, mieszczański mokry sen. I nie, żeby można było liczyć na jakikolwiek seks, nie dość, że od kilku lat pierdzimy razem w łóżku i romantyzm umarł na drugiej randce, to jeszcze mąż zwyczajnie nie umie w seks, ale go bardzo kocham i też jest git. I kto w sumie potrzebuje przereklamowanego seksu. Rodzina pomagała, więc nasze mieszkanie nawet nie jest na kredyt, starego diesla zamieniliśmy niedawno na kilkuletniego opla. Trochę czasem ledwo starcza do pierwszego, ale nie dlatego, że kiepsko zarabiamy, tylko dlatego, że jemy przynajmniej raz w tygodniu ośmiorniczki, kupujemy za drogie wina, żyjemy ponad stan i powoli okopujemy się na naszej średnioklasowej pozycji. W weekendy jeździmy oplem na działkę, gdzie ubrana jak Kargul z Samych swoich sadzę pomidory i przerzucam kompost. Mąż woli w altanie czytać jakieś pierdoły o żeglarstwie w XVIII wieku. Czasem mówi, że chciałby być piratem na jakimś morzu południowochińskim, ale jest prawnikiem, więc trochę mi go żal, ale mu tego nie mówię. Po sadzeniu pomidorów jeździmy na obiady u dziadków. Życie wygląda jak połączenie serialu Na wspólnej i katalogu Ikei. Następnej jesieni wszystko jest inne. Siedzę w łóżku z jakimś facetem, którego imię po 4 latach zupełnie mi się zatarło, zresztą nie ma dla tej historii żadnego znaczenia. Jemy wegański ser, popijamy winem z Żabki. Nie mam na sobie piżamy, tylko coś między koszulą nocną a strojem księżniczki disneya, w stylu tych, które nosiła na starych, włoskich filmach Sophia Loren czy inna Anita Ekberg. Mieszkam w kawalerce, minimalizm, duże łóżko i koniecznie wanna. Spędzam w niej sporo wieczorów, czasem towarszyszy mi szklanka whisky, czasem papieros a czasem jakiś facet. W weekendy ubieram się w małą czarną, maluję (jak codziennie) usta na czerwono i spotykam się w jakimś modnym bistro z facetem, który potem rozmaże mi tę szminkę. Zamiast działki jest spacer po łazienkach, zamiast grubego polaru jest dopasowany płaszcz, zamiast kaloszy a la walonki są szpilki a la christian Louboutin. Siedzimy z tym facetem w łóżku, właśnie skończyliśmy się bzykać po raz drugi tego wieczoru i wrzeszczeć do siebie świństwa rodem z redtuba. Wszystko jest inne niż poprzedniej jesieni. No, może poza tym, że też oglądamy seriale. Lubię seriale. Życie jest trochę jak Seks w wielkim mieście, trochę jak komedia romantyczna, a trochę jak pornos. Magiczna transformacja dokonała się z pomocą tindera. Po drodze była trochę tragedia, a trochę czeski film. Jak w kawałach wujka staszka okazuje się, że naprawdę mogę wyjechać w delegację, a mąż zacznie pukać koleżankę z pracy. Potem jest płacz, wyrzuty, terapia małżeńska, miotanie się, wątpliwości, potem w końcu mąż się wyprowadza i zaczyna się zupełnie nowe życie. Znowu zaczynam wychodzić z domu w celach innch niż kolacja z ex, herbatka u dziadka i wspólne zakupy w tesco. Zaczynam sobie przypominać, że kiedyś miałam koleżanki i życie towarzyskie, że zanim okopaliśmy się z moim eks w domu wśród poduszek z Ikei miałam na studiach znajomych, chodziłam w jakieś miejsca i było chyba wesoło. Idę nad Wisłę z dziewczynami z dawnych czasów. Ulka mówi mi o tinderze. Niedorzeczny pomysł, jacyś kolesie, zdjęcia, przesuwanie, nowa moda, zupełnie nie rozumiem o co jej chodzi i jak to umawiać się na randki na podstawie zdjęć?! Tydzień później palec napierdala mnie od przewijania w lewo i w prawo. Kciuki bolą od pisania. Staję na rzęsach, żeby nie stracić wątku. Prowadźcie sobie 20 rozmów jednocześnie, zrozumiecie o czym mówię. Tinder jest nowy, nikt nie wie o co w nim chodzi, ale w końcu zaczynam się umawiać na randki. Na pierwszą zawozi mnie były mąż, który, jak wtedy twierdzi, musi spróbować czegoś innego, ale wierzy, że się razem zestarzejemy i ciągle przyjeżdża się ze mną zobaczyć. Myśli, że wiezie mnie do eleganckiego hotelu na korpoimprezę firmową. Tymczasem ja też uznałam, że muszę spróbować czegoś innego. Poznałam na tinderze Pana Reżysera. Wyreżyserował taką randkę, że czeka na mnie w pokoju hotelowym, na drzwiach wisi opaska. Zawiązuję ją na oczach, wchodzę do zupełnie ciemnego pokoju, nie widzimy się, on też ma opaskę. Wszystko idzie zgodnie ze scenariuszem, jest ostro i cholernie podniecająco, surrealizm i szalejące zmysły. Nikt jeszcze wtedy nie słyszał o jakimś Greyu. Ale po to jesteśmy hipsterami, żebyśmy to robili zanim to było modne, c’nie? Tak mija dzień po dniu. Z jednej strony ekran smartfona ciągle rozgrzany od tindera, z drugiej strony jednak sporo czasu spędzam na płakaniu w łóżku, bo mi się rozpieprzył ten lukrowany obrazek, mąż okazał się być kutasem, a ja momentami obwiniam się o wszystko co się stało, biorę na siebie jego winy i grzechy, wybaczam mojemu winowajcy i proszę o wybaczenie, kajam się za wszystko . No jak tu się nie czuć winnym? Wszystko bym na siebie wzięła, cudzą zdradę, cudze kłamstwa, nie staranie się wystarczająco. A jakby to było konieczne żeby uratować moje małżeństwo, to przyznałabym się do wydania rozkazu strzelania do górników w kopalni wujek. W takim dziwnym stanie ducha dopada mnie bezsenność, depresja i tinder. Dwie pierwsze choroby jednak łatwiej wyleczyć. Nie chodzę do pracy, bo zaczynam się rozklejać gapiąc się w komórki Excela i jest bardzo nieswojo. Raz mdleję w łazience, rozwalam sobie wargę upadając na korpokafelki przy kabinach, przyjeżdża pogotowie. No jak tu chodzić do pracy? Coraz bardziej wierzę w to, że mój eks nie jest kolejnym wcieleniem Hitlera. Coraz bardziej lubię rozmawiać i widywać się z facetami z tindera. Wszyscy są cholernie mili, chwalą moje cycki, tyłek, chcą się znowu spotkać i napierdalają komplementami jak premier Morawiecki kłamstwami o polskiej gospodarce.
Kolejna książka, która musiała długo poczekać na recenzję, bo uczucia po jej przeczytaniu przelewały się przeze mnie i nie byłam w stanie jednoznacznie się o niej od tego, że jest to reportaż a nie jakieś tam romansidło dla zdesperowanych pań domu. Nie jest to kolejna Blanka tylko głęboka penetracja nowoczesnego świata zamkniętego w telefonie komórkowym. Nie mam 20 lat, ale też nie mam 40 a o Tinderze gdzieś w przelocie słyszałam. Dzięki Joannie Jędrusik mogłam poznać mechanizm działania tej aplikacji, która działa na całym świecie. Co to jest? Taki Facebook dla samotnych. No właśnie, ale czy na pewno? Samotnych czy samych? Czasem jedno i drugie. Czasem tylko jedno z nich. Czego możemy się spodziewać? Randki, rozmowy, przytulenia i seksu. Kogo możemy tam spotkać? Dziennikarza, aktora, budowlańca, młodego, starego, wolnego, żonatego, hetero, bi i homo. Jak pokazuje Autorka każdy stara się tam znaleźć to czego mu brakuje. Przeczytałam dość szybko, momentami się śmiałam, momentami przecierałam oczy ze zdumienia. Dla mnie to świat którego nie potrzebuję, więc nawet tam nie zaglądam - opisy Autorki w zupełności mi wystarczą. Skoro jest to reportaż to zastanawiam się na ile jest on wiarygodny. Na ile przygody opisane w książce dotyczą Autorki a na ile jej znajomych lub są znane ze słyszenia. Nie oceniam Autorki po przygodach, które przeżyła dzięki Tinderowi. Zastanawiam się tylko co skłoniło ją do takiego odkrycia. Ale to takie moje przemyślenia nie mające wpływu na ocenę książki. Czy warto ją czytać? Pewnie! Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć lub nauczyć :) Ocena:
Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Tytuł50 twarzy Tindera AutorJoanna Jędrusik Językpolski WydawnictwoWydawnictwo Krytyki Politycznej ISBN978-83-66232-29-7 Rok wydania2019 Warszawa Wydanie1 Liczba stron288 Formatmobi, epub Dane ogólne Format pliku ebook Ten produkt nie ma jeszcze opinii
50 twarzy tindera fragment